Barrage de la Grand Dixence

Odważne konstrukcje inżynierskie w połączeniu z bajkowym krajobrazem to szczególna umiejętność Szwajcarów. Któż z nas nie zachwyca się wspaniałymi drogami wiodącymi na najwyższe górskie przełęcze, kilometrowymi tunelami wydrążonymi pod najwyższymi górami w Alpach i cudownymi wiaduktami dla małych, acz zwinnych pociągów? Ha – via ferraty to tylko pikuś! Kolejnym punktem, który absolutnie Szwajcarom wychodzi, i to fantastycznie, są potężne zapory wodne. Stanowią one nie tylko bazę napędową dla energii szwajcarskiej, ale stają się punktami turystycznymi i pięknym potwierdzeniem tezy, iż ingerencja ludzka w naturę, może ją czasem upiększać. 



Jednym z takich miejsc, do którego przyjeżdża rocznie bagatela 100 tysięcy osób, to barrage de la Grande Dixence - jedna z najpotężniejszych zapór wodnych w Szwajcarii. Znajduje się ona w kantonie Valais w dolinie Val d’Heremence, a dokładniej niecałe 27 kilometrów od miasteczka Sion (które mam szczęście chwilowo zamieszkiwać!). Została wybudowana w 1964 roku i robi niesamowite wrażenie. Oddziela rzekę Dixence i tworzy ogromne sztuczne jezioro zwane Le Lac de Dix. Jezioro to napełnia się przede wszystkim wodą z topniejących lodowców i śniegów spływających z alpejskich szczytów (w tym popularnego rejonu Zermatt i 4 Dolin). Dlatego też najwyższy poziom wód przypada na wrzesień, a najniższy na kwiecień, choć oczywiście jest on cały czas regulowany ludzką ręką (do Le Lac de Dix prowadzą tunele i przeróżne przepompownie o łącznej długości ponad 100km!). Woda pracuje nie tylko na owej zaporze, ale jest sprytnie transportowana do aż 4 elektrowni, tworzących kompleks Cleuson-Dixence (Nendaz, Fionnay, Chandoline i Bieudron) i tam zaspokaja prawie 20% zapotrzebowania energetycznego całej Szwajcarii! 



Te cyfry robią wrażenie… Chcecie więcej? Sztuczne jezioro Le Lac de Dix ma powierzchnię 4 kilometrów kwadratowych, a jego długość wynosi aż 4km. Jest drugim największym jeziorem położonym w kantonie Valais, ale dzierży palmę pierwszeństwa w kategorii największego jeziora położonego powyżej 2000m - znajduje się bowiem na wysokości 2683m n.p.m.! To wyżej niż nasze poczciwe Rysy ;-)
Maksymalna głębokość jeziora to 284m, a jego pojemność… Uhuhu! 400 000 000 metrów sześciennych. 



Zapora Le Grand Dixence pnie się na wysokość 750m, grubość u podstawy wynosi 193 metry, a  na szczycie 15 metrów. Po tym „szczycie” możemy się spokojnie przechadzać, podziwiając zaporę z góry i oglądając jezioro. Ale to nie koniec atrakcji!

Przy zaporze znajduje się kolejka gondolowa, która zabierze nas z parkingu na szczyt zapory. Uwaga - parkujemy nasze samochodziki zaraz u podnóża ogromnej ściany, więc naprawdę z góry wyglądają zabawnie i… samochodzikowo. Gondolka do tanich nie należy, bodajże około 20 franków w obie strony, ale są też poprowadzone szlaki do góry, więc jeśli ktoś jest oszczędny, może dotrzeć na zaporę o własnych nogach. Parking jest bezpłatny, przy dolnej stacji gondolki znajduje się ogromny straszak w postaci lekko post-komunistycznego hotelu (no, tą część krajobrazu Szwajcarzy troszkę zawalili…). Na szczycie zapory można do woli spacerować, znajduje się tam też wiele tablic informacyjnych, które przybliżą nam konstrukcję w liczbach, faktach i historiach. Od zapory rozchodzą się również szlaki górskie i wcale nie trzeba być górołazem, żeby na nie wejść! Polecam przejść się kawałek wzdłuż jeziora - po pierwsze widoki pyszne, po drugie przejdziemy się kilkoma spektakularnymi tunelami wydrążonymi w skale, które mogą nas trochę postraszyć brakiem światła i wilgocią. 




Wspomnę jeszcze jedynie, że już sama droga samochodem na zaporę wodną obfituje w cudowne widoki - wspaniałe krajobrazy górskich zboczy, porośniętych drewnianymi „chaletami” (tak - jestem ich ogromną fanką!). Po drodze znajduje się także śliczna wioska szwajcarska, zwana Heremence. Polecam chociaż raz dać się zgubić naszemu GPS-owi i skręcić niechcący w ciche, niedostępne zakamarki wiejskiej architektury Szwajcarów. 

Co kraj, to obyczaj, a co region, to inna legenda. Z moją wycieczką na zaporę wodną Grand Dixence absolutnie kojarzy się jedna z nich i postaram się (wedle moich jeszcze raczkujących umiejętności) przełożyć ją dla Was z „francuska“

Dawno, dawno temu, w przepięknej dolinie Val d’Heremence żył ogromny gad z potężnymi skrzydłami - smok. Mieszkał on w jaskini nieopodal skalnego urwiska. Codziennie rano po przebudzeniu, smok wychodził z jaskini, rozpościerał swe ogromne skrzydła i wzbijał się w powietrze. Jego ogromne cielsko na niebie zdawało się jakby tańczyć. Smok latał codziennie nad swoje ulubione jezioro, położone wysoko w górach, aby zażywać tam kąpieli. Gad wbrew pozorom bardzo lubił pływać. Nie był to jednak zwykły gad, bo pomiędzy oczami jego znajdowała się dziura, którą wypełniał najprawdziwszy w świecie klejnot, wart więcej niż wszystkie bogactwa tego świata. Smok bał się zawsze, że podczas pływania zgubi ów kamień, więc ostrożnie wyjmował go i kładł na pobliskim kamieniu, leżącym nieopodal brzegu jeziora. Zanurzał się w jeziorze jedynie na kilka minut i wracał do swojego ukochanego klejnotu. Zatknąwszy go z powrotem pomiędzy ogromne oczy, znów wzbijał się w przestworza, szukając pożywienia. Zawsze w drodze powrotnej do jaskini smok nie odmawiał sobie puszystej owcy, czy dzikiej kozy na obiad. 
Nieopodal podnóża góry, na której mieszkał smok, znajdowało się małe miasteczko (oczami wyobraźni myślę, że to Heremence!). W tymże miasteczku władzę sprawował Prezydent, który miał akurat na wydaniu swoją przepiękną córkę. Każdy jeden mężczyzna mocno się w niej podkochiwał i pragnął pojąć ją za żonę. Szczególnie jeden młody wieśniak, który nawet odważył się poprosić Prezydenta o rękę córki, ale zrazu został wyśmiany na oczach całej wioski. „Taki biedak, jak ty miałby zostać mężem mojej wspaniałej córki?!”. Załamany wieśniak 3 dni i 3 noce myślał, jakby się tu szybko wzbogacić. Wyjście było tylko jedno - ukraść drogocenny klejnot spomiędzy oczu smoka! Ale jak tu pokonać tegoż wielkiego gada?
Wieśniak obmyślił plan - skonstruował wielką, drewnianą beczkę, zdolną zmieścić dorosłego człowieka i nawtykał w nią wszelkie ostre przedmioty, jakie tylko znalazł - noże, widły, miecze, sztylety. Wszystko skierowanie ostrzami na zewnątrz. Wtaszczył beczkę nad jezioro u podnóża góry, postawił ją przy brzegu, wskoczył do środka i zamknął wieko. Przez malutką dziurkę obserwował uważnie i wyczekiwał nadejścia smoka.
Smok, jak zwykle tego ranka, również przyleciał nad jezioro, zażyć swojej górskiej kąpieli. Wylądował obok kamiennego stołu, na którym zwykł wykładać swój klejnot i dostrzegł coś nowego - drewnianą beczkę. Zdziwił się bardzo, toteż obszedł ją dookoła kilka razy, dokładnie obwąchał i oglądnął. Beczka ani drgnęła. Smok lekko zaniepokojony, choć uspokojony brakiem reakcji nowego przedmiotu, wyciągnął swój klejnot i położył na kamieniu. Ostrożnie odszedł w stronę jeziora, wciąż spoglądając na tajemniczą beczkę i swój drogocenny klejnot. Na środku jeziora ostatni raz rzucił okiem na brzeg i stwierdził, że nic złego się nie dzieje. Zanurzył się zatem w zimne wody jeziora.
W tym czasie wieśniak szybko wyskoczył z beczki, złapał leżący klejnot smoka i wskoczył z powrotem do beczki, zamykając wieko. Szczęśliwy i dumny ze swojego pomysłu, ściskał w ręce najdroższy klejnot świata i już wyobrażał sobie siebie u boku córki Prezydenta. Ach, jak wspaniale!

Z jeziora nagle wynurzył się z powrotem smok. Wieśniak zastygł kompletnie, nasłuchując co zrobi wściekły gad, kiedy zorientuje się, że jego największy skarb właśnie zniknął. Zaiście, smok spojrzał z przerażeniem na przybrzeżny kamień i nie wierzył własnym oczom. Klejnot po prostu zniknął! Wściekłość jego wezbrała natychmiast i smok wydał z siebie przerażony krzyk. Ruszył zdenerwowany na ową beczkę i wiedział, że pojawienie się tego dziwnego przedmiotu nie było przypadkowe. Owinął się wokół beczki i postanowił ją zmiażdżyć swoim cielskiem. Wieśniak przewidział zachowanie smoka i, zgodnie z jego planem, wszystkie ostre przedmioty zaczęły wbijać się w cielsko gada. Smok krzyczał przeraźliwie, a jego ciało pokryły strugi krwi. Cierpiał tak chwilę, po czym wyzionął ostatniego ducha, a łeb jego potężny runął z hukiem wprost na wieko beczki. Wieśniak zaśmiał się i przyklasnął w dłonie, po czym spróbował otworzyć wieko. Ani drgnęło. Cielsko smoka skutecznie zablokowało drogę wyjścia z drewnianej beczki. Tego biedny wieśniak niestety nie przewidział. Stukał, pukał i pchał ściany beczki na wszystkie strony, ale bez skutku. Zdesperowany całkiem, rozbujał beczkę ze smokiem, a ta potoczyła się w stronę jeziora i wpadła z hukiem do wody. Wieśniak poszedł na dno wraz ze swoim przeciwnikiem. Do dzisiaj na dnie jeziora spoczywa jego szkielet, który wciąż w rękach kurczowo trzyma najcenniejszy klejnot tego świata. 

No cóż… mnie też zaskoczył finał tej legendy, bo jak to z naszym smokiem wawelskim czy innymi opowieściami, zawsze się czeka na tak zwany happy end. Zmienilibyście w niej zakończenie? ;-)


Komentarze

  1. Co za niesamowite widoki ! Nie wiem kiedy, ale kiedyś chętnie bym te zaporę zobaczyła .
    Pozdrawiam dziś z Brukseli :) Nika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozdrawiam również z nareszcie słonecznego Valais ;)

      Usuń
  2. Majestatyczna ta zapora. Dodajesz obszerne opisy, nie myślałaś o napisaniu przewodnika na papierze?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie czuję się jeszcze zbytnio kompetentna do takiego zdania! Może za następne 10 lat prowadzenia bloga...

      Usuń
    2. Opisy są troszkę nie ścisłe z tym co faktycznie tam jest - a wiadomości mam z pierwszej ręki - od przewodnika po wnętrzu zapory i z własnej wizyty - i sam za papier bym się wziął

      Usuń
  3. kurczę, też liczyłam na happy end :p ale może w odróżnieniu od wschodnioeuropejskich, zachodnioeuropejskie bajki nagradzają pracowitość, a nie spryt? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cóż, wypchanie owieczki siarką i podanie smokowi było nie tylko sprytne, ale wymagało pewnie trochę "brudnej" pracy :)

      Usuń
  4. Świetne zdjęcia! Zaporę znam bardzo dobrze, mieszkam tuż za nią, po włoskiej stronie, w regionie Valle d'Aosta :-). Odkryłam twój blog dzięki Joannie ze Szwajcarskie BlaBliBlu i będę odwiedzać po sąsiedzku. W Sion też miałam okazję być, co prawda na krótko, ale bardzo mnie zauroczyło to małe miasteczko i tego lata mam nadzieję, że wrócę na dłuższe zwiedzanie. Pozdrawiam. Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zapraszam i koniecznie odezwij się, to pójdziemy na kawę w miarę możliwości! :) ja również odwiedziłam niedawno Twój blog i oczywiście bardzo zainteresował mnie najnowszy post, choć z tej strony "wspinaczkowej" - może się pewnego dnia odważę i wybiorę! Pozdrawiam nową sąsiadkę!

      Usuń
  5. Jak tylko się wybiorę to dam znać. A Tobie życzę udanych wspinaczek! Świetnych rzeczy doświadczasz :-).

    OdpowiedzUsuń
  6. tama ma wysokość 285 metrów, korona sięga wysokości 2370 metrów nad poziom morza, a kolejka wraz ze zwiedzaniem zapory wewnątrz kosztuje 15 franków....ktoś tu lekcji nie odrobił

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapory od środka nie zwiedzałam, dlatego podana cena jest inna. Co do wysokości proszę zauważyć, że podałam wysokość samej zapory od podnóża, przy jeziorze napisałam zresztą, że sięga powyżej 2000m... Nie ma tutaj żadnych błędów, swoją wiedzę czerpię z wiarygodnych źródeł. Proszę następnym razem czytać uważniej.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty