Eggishorn via ferrata i cudowny lodowiec Aletsch

Początek trasy: miejscowość Bettmeralp (1924m), możliwość zaparkowania na płatnym parkingu bezpośrednio pod kolejką.
Trasa: ferrata rozpoczyna się przy końcowej stacji kolejki, na szczycie Eggishorn (2927m). Podejście pod szczyt piechotą wymaga około 3h 45min drałowania pod górę – polecam zatem wykupienie sobie kolejki na sam szczyt (cena dosyć znośna, jak na Szwajcarię). Kolejka jest czynna od połowy czerwca do końca października.
Długość ferraty: trasa nie jest wymagająca, można ją zatem szybko przejść – wystarczy około 1,5h – 2h wraz z intensywnym robieniem zdjęć i długimi postojami na kanapkę. Ferrata rozpoczyna się już 5min drogi w dół od górnej stacji kolejki.
Różnica wysokości: bardzo przepraszam, bo mój przewodnik podaje jedynie różnicę wysokości wariantu wycieczki na którą byliśmy zbyt leniwi (a tak naprawdę po prostu o niej nie wiedzieliśmy – przewodnik zakupiliśmy troszkę później), więc na oko powiem, że sama ferrata to pewnie nie więcej, jak 200-250m w pionie.
Trudność ferraty: KS3-C.


Powracając do tego, co znajdziemy w przewodniku, można wybrać wariant dłuższej trasy wraz z normalnymi podejściami i spacerem nad jeziorko Marjelesee (zainteresowanych odsyłam do mapek, który są dostępne w kasie kolejki). My natomiast wjechaliśmy na Eggishorn i wybraliśmy ferratę, która biegnie dokładnie dookoła szczytu oraz podziwianie lodowca. No właśnie – lodowiec!


A to nie jakiś tam lodowiec, tylko sławny Aletsch Glacier lub Aletschgletscher – potężny, szwajcarski moloch, wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Ten przepiękny pomnik natury ma długość 23,6km oraz składa się z 27mld ton lodu! Swoją drogą moim następnym punktem jest właśnie trekking po tym lodowcu z przewodnikiem – nawet byliśmy już zapisani na termin, ale odwołano z powodu braku chętnych.
Lodowiec przepięknie widać ze szczytu Eggishorn. Aż szkoda, że ferrata, która biegnie wokół szczytu, przez większość czasu wije się po drugiej stronie góry, więc Aletsch ginie nam z oczu, ażeby wyłonić się raz jeszcze dopiero pod koniec ferraty. Ale może to i lepiej, bo tylko niepotrzebnie by rozpraszał od linek i uchwytów...


Sama ferrata jest fantastyczna, jedynie na początku nieco nudna i prosta (chwilami nie ma potrzeby nawet się przypinać – przypomina to spacer w Tatrach). Później zaczynają się wspaniałe atrakcje, czyli wiszące mosty i ten jeden najwspanialszy, z którego pochodzi sławne zdjęcie – wiszący most linowy, który przysparza nieco nerwów w okolicy pępka. Nie ma się jednak czego bać – dzięki via ferracie jesteśmy wciąż bezpiecznie przypięci i w razie odpadnięcia mamy pełną asekurację (ale uwierzcie mi, w stresie człowiek tak się kurczowo trzyma wszystkiego, że chyba nie da się odpaść!). Mostek linowy to prawdopodobnie celowy zabieg Szwajcarów, żeby dodać nam trochę adrenaliny, bo można byłoby spokojnie zastosować tam wiszący mostek, a nie tylko trzy liny "na krzyż"... Ale to właśnie kocham w via ferratach – że są projektowane z ogromną wyobraźnią!



Po wiszących mostach i paru efektownych podejściach rozpoczynają się klamry i kluczenie pomiędzy skałkami, dosyć podobne do naszej Orlej Perci. Przez całą trasę towarzyszą nam nieziemskie widoki na alpejskie panoramy, a pod koniec trasy do krajobrazu dołącza się z powrotem lodowiec. W końcu wspinamy się ciągle w okolicach 3000m! Co jakiś czas mija nas też wagonik kolejki, z którego małe twarzyczki patrzą i pewnie myślą: „jak te ludziki tam się wspinają?“. A to właśnie magia via ferraty – niemożliwe staje się możliwe.



Jedynym minusem trasy okazała się być zamknięta tyrolka do zjazdu – nie wiem, czy zamykają ją ze względu na sezon, czy też może bywa otwarta tylko w obecności przewodnika... Nie jest to jednak problem, zjazd tyrolkowy można spokojnie obejść wariantem „normalnym“. Tutaj warto podkreślić, że do tyrolek potrzebne jest dodatkowe, specjalne mocowanie, umożliwiające zjazd! Nie wolno zjeżdżać przy użyciu samej lonży!


Polecam tę ferratę każdemu, kto nie boi się pokaźnych ekspozycji i pysznych widoków na rozległe panoramy alpejskich szczytów! Można się nieźle zadumać, siedząc i odpoczywając na ogromnych głazach. Dla kogoś, kto nie jest zainteresowany linami i ferratą, ta wycieczka to wspaniała możliwość zobaczenia legendarnego lodowca Aletsch i skorzystania ze zwykłych tras trekkingowych lub po prostu wypicia kawy w kawiarence na szczycie. Uwaga – jest też wersja dla super zamożnych! Przy pośredniej stacji kolejki (Bettmergrat 2647m) znajduje się wypasiony hotel z panoramiczną restuaracją oraz sklepikami! Idealne miejsce na weekend z ukochanym i wyczyszczenie portfela  w otoczeniu górskich szczytów!




Komentarze

  1. Prawdziwa ekspertka od trudnych szlaków :) Gratuluje i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe jak dojechała autorka do miejscowości Bettmeralp samochodem. Proszę nie wypisywać głupot, bo się wprowadza innych w błąd.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe jak dojechała autorka do miejscowości Bettmeralp samochodem. Proszę nie wypisywać głupot, bo się wprowadza innych w błąd.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty